Napisali o nas

Wszystkie informacje z mediów jakie udało nam się znaleźć na temat Korczakowa.

Wakacje bez facebooka i telefonu? Korczakowo pokazuje, że też mogą być super
Szymon Płóciennik, “Gazeta Wyborcza”

Co roku w lesie nad jeziorem zakładają obozowe miasteczko. Bawią się, uczą, spędzają wakacje. I tak od ponad 50 lat. Wszystko w duchu wartości, które zostawił po sobie Janusz Korczak
Marek Michalak, rzecznik praw dziecka, odwiedził w sobotę Korczakowo. To letni obóz, który znajduje się nad jeziorem Grzybno koło Ośna Lubuskiego. Michalak już drugi raz z rzędu objął wszystkie turnusy na obozie honorowym patronatem. A to nie zdarza się często. Zazwyczaj patronat przyznaje się z okazji wystaw, koncertów albo konkursów. – Decyzja rzecznika to dla nas wielka radość i duma. Jest też sygnałem dla rodziców, że miejsce jest bezpieczne i przyjazne dzieciom – mówi Beata Nowicka, komendant obozu.

Obóz założył w latach 50. harcmistrz Jerzy Zgodziński, twórca szczepu harcerskiego “Korczakowcy”, propagator myśli Janusza Korczaka. Zgodziński jest także honorowym obywatelem Zielonej Góry, a w 2010 r. otrzymał Order Uśmiechu. – Tak się składa, że Marek Michalak jest kanclerzem kapituły tego orderu – mówi Nowicka. – Ceremonia odbyła się u nas w Korczakowie, ale Michalak niestety nie mógł w niej uczestniczyć. Teraz wreszcie mógł tu przyjechać. Niestety, harcmistrz Zgodziński od dwóch lat już nie żyje, ale jego dzieło jest kontynuowane – dodaje.

Obozowe miasteczko pośród drzew

Korczakowo co roku powstaje w czerwcu i zwija się w sierpniu. Uczestnicy obozu mieszkają po 6-7 osób w dużych namiotach. Są w nich rozkładane łóżka, półki i wieszaki na ubrania. Biuro, redakcja obozowej gazety i radiowęzeł znajdują się w kempingowych przyczepach. Posiłki obozowicze jedzą wspólnie w dużym namiocie-stołówce, który może pomieścić blisko 100 osób. Korczakowcy z dumą podkreślają, że zawsze zostawiają po sobie porządek. – Michalak był pod dużym wrażeniem, że każdego roku potrafimy w środku lasu zbudować tak duży obóz. Jedynie kuchnię mamy murowaną, ale okna i drzwi też zabieramy ze sobą – śmieje się komendant obozu.

Nie ma chwili na nudę

Głównym punktem wizyty Michalaka było spotkanie z obozowiczami. Rzecznik usiadł z nimi w kręgu i opowiadał o swojej pracy oraz o prawach dziecka. – Dzieci szczególnie interesowały prawo do prywatności, tajemnicy i wyrażania własnego zdania – mówi Michalak. Każde dziecko otrzymało od rzecznika Konwencję o prawach dziecka.

– Korczakowo to miejsce, które śmiało można polecić – przekonuje Michalak. – Są fantastyczni wychowawcy, urokliwa okolica. Nie ma tu telewizji i telefonów, ale są za to przyroda i ciekawostki. Dzieci mówią, że nie ma chwili na nudę. A skoro przyjeżdżają co roku, to znaczy, że muszą się dobrze bawić.

Nowicka: – W pewnym momencie Michalak wyjął telefon, żeby na żywo zrobić na Facebooku relację ze spotkania. Zdziwił się, kiedy zobaczył, że nie ma tu internetu. A dzieci miały uciechę, bo dla nas to więcej niż oczywistość.

Żyć Korczakiem

Jerzy Zgodziński pod Ośnem Lubuskim chciał stworzyć miejsce, w którym ważna będzie myśl wychowawcza Jerzego Korczaka. To właśnie tu stanął pierwszy na świecie pomnik Starego Doktora. – O Korczaku często wie się tyle, że zginął razem ze swoimi wychowankami w Treblince. A przecież przez wiele lat działał na rzecz dzieci, wydał wiele książek – zaznacza Nowicka. – Na naszych turnusach mamy Dzień Patrona, pracujemy też z wykorzystaniem jego metod. Przykłady? Dyżury i warta nocna, które uczą odpowiedzialności. Jest księga “dziękuję – przepraszam”, do której można wpisywać np. podziękowania dla kolegów i koleżanek. Codziennie wieczorem czytamy ją w kręgu, najczęściej przy ognisku. Wydajemy też “Przegląd”, gazetkę, gdzie każdy obozowicz może zamieścić swój tekst. Każdego dnia ukazuje się w internecie, a na turnusie dla młodzieży również w wersji papierowej – opowiada Nowicka.

Harcerskie korzenie

Korczakowo obozem harcerskim nie jest, ale wiele elementów z harcerstwa czerpie. To m.in. apele, uściski dłoni na koniec dnia, noszenie chust. – Z obozowiczami pracujemy metodami warsztatowymi. Ostatnio mieliśmy warsztaty z języka migowego, mamy festiwale piosenki i artystyczny – wymienia Nowicka. Komendant obozu przyznaje, że duża część uczestników kolonii to osoby, które już wcześniej spędzały tu wakacje. – Każdego roku mamy dwa turnusy. Najpierw jest dłuższy dla uczniów gimnazjów i szkół średnich (13-18 lat, trwa trzy tygodnie). Później krótszy, dwutygodniowy, dla dzieci w wieku 7-12 lat.

– Jestem tutaj od 1969 r. – opowiada Nowicka. – Pierwszy raz przyjechałam jako czterolatka, bo moi rodzice spędzali tu urlop jako goście komendanta Zgodzińskiego. I tak przyjeżdżałam w każde kolejne wakacje, z przerwą na wychowanie dzieci. Cała trójka też przeszła przez Korczakowo – uśmiecha się Nowicka. – Największą radość czujemy, kiedy dzieci mówią, że ich marzeniem jest zostać w przyszłości druhem. Tak nazywamy naszych instruktorów – dodaje.

W obozie może wziąć udział każdy w wieku 7-18 lat. Wyjazd trzeba jednak zaplanować z większym wyprzedzeniem. – Zapisy zaczynamy na początku kwietnia. Trwają dwa tygodnie. Mamy chętnych z całej Polski, najwięcej z Zielonej Góry i okolic, ale też z Poznania, Krakowa, Katowic. Turnus dziecięcy liczy przeważnie 60-75 osób, a młodzieżowy 110. Młodsze dzieci wymagają większej opieki i dlatego jest ich mniej – mówi komendant obozu.


Cały tekst: http://zielonagora.wyborcza.pl/zielonagora/1,35182,20456078,wakacje-bez-facebooka-i-telefonu-korczakowo-pokazuje-ze-tez.html#ixzz4FbGH1r6K

Uroczystości na żydowskim cmentarzu w Ośnie

Kliknij aby przeczytać


Dzieci są bezpieczne

Od początku wakacji pracownicy sanepidu, strażacy oraz policjanci kontrolują kolonie i obozy. – Na razie niczego niepokojącego nie znaleźliśmy – mówią.
– Naszym zadaniem jest sprawdzić, czy wypoczywającym nic nie grozi w stołówce, w obozowisku i podczas kąpieli – mówią kontrolerzy, którzy od początku wakacji odwiedzają obozy i kolonie w pow. słubickim.
Wiedzą, co wolno
Nad jezioro Grzybno do Świniar (niedaleko Ośna Lubuskiego) przyjechało prawie 90 dzieci z całej Polski. Mieszkają pod namiotami i w domkach campingowych. Obóz organizują Korczakowcy z Zielonej Góry (harcerze, których patronem jest słynny pedagog Janusz Korczak).
– Czego nie wolno robić podczas kąpieli? – pyta dzieci policjantka Sylwia Szary ze słubickiej komendy. Klaudia Ratajczak wyjaśnia, że nie wolno skakać na główkę, a Daria Szapińska dodaje, że bez ratownika nie można nawet nóg zamoczyć. – A jak się zachowujemy, kiedy podczas wycieczki odłączymy się od grupy? – przepytuje S. Szary. – Nie ruszamy się z miejsca i czekamy aż przyjdzie opiekun – odpowiada Andrzej Stawski. – O ten obóz jestem spokojna – komentuje policjantka.
Niczego niepokojącego nie znajduje też strażak Paweł Przybylski z Komendy Powiatowej PSP w Słubicach. Mówi, że jest sprzęt do gaszenia ognia i wyznaczone miejsce na ognisko, ale widać, że w ostatnim czasie nie piecze się tam kiełbasek. – Pamiętamy o suszy – mówi komendant obozu harcmistrz Jerzy Zgodziński.
Dotąd w porządku
Stołówkę, namioty i sanitariaty sprawdza Klaudia Sierad ze słubickiego sanepidu. Interesuje ją też zaopatrzenie podręcznej apteki. – Mam wszystko, co potrzeba – zapewnia pielęgniarka Regina Majewska. Kontrola bezpieczeństwa i warunków u Korczakowców wypada pomyślnie.
– Rzadko się zdarza, żeby na koloniach i obozach zgłoszonych w kuratorium były rażące nieprawidłowości – mówi S. Szary. Dodaje w powiecie słubickim ich nie stwierdzono. Od przyszłego tygodnia policja, strażacy i sanepid będą tropić dzikie obozowiska.

Gazeta Lubuska 2006.07.13
BOŻENA BRYL
0 95 758 07 61
[email protected]


Czarnucha z Witnicy list czerwcowy (o Korczakowcach)

czerwiec 2003
Onegdaj dostałem telefon z Zielonej Góry od osoby zamierzającej napisać pracę doktorską na temat dwu słynnych zielonogórskich szczepów ukazanych na tle dziejów harcerstwa Polski Ludowej. Umówiliśmy się w Witnicy. Kilka dni wcześniej przeczytałem w regionalnym dodatku Gazety Wyborczej o tym, że Korczakowcy uruchomili swoją stronę internetową www.korczakowo.org.
Usiłowałem dotrzeć do ich okienka ale bez powodzenia.
Pamiętam jak do naszej szkoły przysłano po studiach charyzmatycznego polonistę Jerzego Zgodzińskiego, który wkrótce przeszedł do w Technikum Samochodowego. Założył tam szczep harcerski z pięknym, wyrażającym silny charakter Jurka, jakże wtedy w klimacie narastającego antysemityzmu brzemiennego w hańbę roku 1968, wyzywającym bohaterem – Żydem Januszem Korczakiem. Zgodziński w wymiarze krajowym dołączył do tego skrzydła instruktorów, którzy intuicyjnie szukali innej niż powstańczej, martyrologicznej czy propartyjnej oferty wychowawczej, co w klimacie odchodzenia ludzi partii od internacjonalizmu, lokowało Korczakowców na obrzeżach ówczesnej politycznej poprawności. Tu nasze drogi się zbiegały.
Zgodziński jako instruktor harcerski miał dobry kontekst startu. Istniały w mieście Makusyny, które potraktował w kategoriach przeciwnika, z którym ambitnie postanowił się zmierzyć. Rywalizacja spełnia ogromnie pozytywną mobilizującą rolę. Obaj staraliśmy się nie dopuszczać do tego by przerodziła się w formy otwartego konfliktu, choć w obliczu przejścia grupy Makusynów do Korczakowców ( neofityzm!) nie było to łatwe i zdarzały się podczas spotkań instruktorskich spięcia, które rozpatrując w realiach faktów, a nie animozji, jak się w końcu okazywało, wynikały z nieporozumień. Zgodziński odwiedził nas w Siedlisku w połowie lat sześćdziesiątych, ale ja zobaczyłem jego słynne Korczakowo dopiero w latach osiemdziesiątych. Jakoś mnie tam nie ciągnęło, ale też nie odczuwałem nacisku ze strony naszych sztabowców abyśmy się do Korczakowa wybrali. Dziś nie możemy sobie tego poczytywać za powód do dumy.
Makusyny powstawały jako drużyna młodszoharcerska i cała mikrokultura naszego środowiska, będącego wypadkową poglądów, cech osobowości i pasji założyciela i pierwszych członków, była reakcją na powojenne wplątanie harcerstwa w politykę, szukaniem swego miejsca w życiu w powiązaniu z najbliższym środowiskiem i ustępstwem na rzecz dziecięcej potrzeby fantazji i przygody, z czego wziął się sentyment do bohaterów książek Kornela Makuszyńskiego. Korczakowcy zostali założeni jako drużyna starszoharcerska, której program skrojono na miarę zawołania wieszcza: “cięższą podajcie mi zbroję”. Zgodziński był polonistą z szeroko zakrojonym światopoglądem, który dorastającą młodzież o technicznych zainteresowaniach, chciał ochronić przed narastajacym nacjonalizmem, wzbogacić o humanizm Korczaka. W obliczu wychowawczych dokonań Janusza Korczaka, wybór ten stwarzał szansę na podjęcie ambitnego zamiaru wzbogacenia harcerstwa o osiągnięcia wychowawcze wielkiego pedagoga. Pięknym następstwem tego wyboru było zainicjowanie budowy pomnika Korczaka w Zielonej Głórze oraz włączenie się szczepu w międzynarodowy ruch Korczakowski, między innymi w postaci redagowania pisma tego ruchu. Nam bliższa była radość życia czerpana z dokonań na rzecz środowiska rówieśniczego. Oni byli starsi i brali świat bardziej na serio.
W latach osiemdziesiątych dla jednego z czasopism instruktorskich pisałem cykl artykułów o słynnych polskich drużynach, w śród których był także tekst o Korczakowcach. Dobrze więc że powstaje poważne studium w którym podjęty zostanie także watek miejsca obu naszych zielonogórskich środowisk w dziejach harcerstwa Polski Ludowej.
W dniu w którym piszę ten tekst, Gazeta Lubuska doniosła o zwycięstwie harcerskiej reprezentacji Zielonej Góry w krajowym turnieju telewizyjnym . Trwający wiele miesięcy turniej zorganizował w roli telewizyjnego gościnnego redaktora Jerzy Hamerski – poznaniak z Nowej Soli, wybitna postać dziecięcego teatru, twórca “Łejerów” nawiązujący do makusyńskich doświadczeń, co wielokroć w swych tekstach i wywiadach podkreślał, a ja jako jego przyjaciel dodam z satysfakcją, że uprawianą u nas dziecięcą zabawę w teatr, doprowadził do doskonałości, o której mogłem tylko marzyć. Korczakowcy istnieją nadal. Makusyny żyją w tradycjach poznańskich “Łejerów”. Zielona Góra jak widać nadal coś znaczy we współczesnej harcerskiej Polsce.
A co nowego w Witnicy ? Ostatnio podejmowałem wycieczkę z Goleniowa pod Szczecinem. Dyrektor tamtejszego domu kultury zabiega o utworzenie muzeum tego miasta. Przyjechał ze swymi współpracownikami i gromadą młodzieży, z którą chce podjąć działania mające na celu zrealizowanie tego zamiaru. Interesowali się naszymi dokonaniami i sposobami ich urzeczywistniania, zarówno w wymiarze sposobów gromadzenie zbiorów jak i koncepcji pracy Żółtego Pałacyku prowadzonego na zasadach wolontariatu -jak to się dziś powiada – a dawniej nazywano działalnością społeczną, oraz udziału w tym przedsięwzięciu młodzieży. Oni tam także mają taki zabytkowy dom i chcą go urządzić na podobnych zasadach.
Wciąż jesteśmy pod wrażeniem emocji związanych z referendum na temat naszego wejścia do Unii Europejskiej. Lubuskie ze swoją wielkością frekwencji 58,21 %, przy Pomorskiem( 62,49 %) i Świetokrzyskiem ( 52,10 %) wypadło średnio. W Witnicy do urn zgłosiło się 54,9 %, z czego 79,1 % głosowało na “Tak”. Na siedem gmin powiatu zajęliśmy ostatnie miejsce. Przyznam się że spodziewałem się w Witnicy lepszego wyniku. Dobre jednak i to, zważywszy, że 10 gmin województwa nie osiągnęło progu 50 %. Siedlisko miało 50,93 % udziału głosujących, a w Zielonej Górze 66,3 % i 86,82 % głosujących opowiedziało się za “Tak”. W sumie batalia została wygrana. Możemy sobie pogratulować.
W liście majowym zapowiadałem swój udział w konferencji w Zielonej Górze organizowanej przez Lubuski Komitet Europejski, organizacji w której od kilku lat działam. Jej temat brzmiał: “Lubuskie w Unii Europejskiej”. Konferencję zorganizował i prowadził Maciej Nowicki – dyrektor Regionalnego Centrum Informacji Europejskiej, który także wystąpił z referatem. Mówił o szansach na rozwój przez wykorzystania funduszy europejskich, przy okazji podkreślając swe makusyńskie korzenie. Ja mówiłem o Witnicy i jej drodze do Unii. Materiały z konferencji wkrótce przybiorą postać książkową.
Ktoś pięknie ostatnio powiedział, że istnieje Unia Europejska państw, ale także Unia Europejska zwykłych ludzi, budowana na postawach braterstwa. My ją w naszym szczepie od zarania jego istnienia kształtowaliśmy, tylko wtedy to się nazywało internacjonalizmem, a symbolizował go nasz czerwony kolor chust. Tylko czy dziś, w epoce gdy prywatny właściciel środków produkcji, niegdysiejszy “wyzyskiwacz”, jest jako pracodawca solą ziemi, bo praca staje się coraz bardziej deficytowym “towarem”, ktokolwiek jest w stanie tamtejsze moje, nasze(?) marzenia-złudzenia o lepszym i sprawiedliwszym świcie zrozumieć?

Pozdrawiam wasz Zbigniew
źródło: www.makusyny.net


Napisali… “Korczak jest nasz”

Od 1963 roku najpierw Szkoła Podstawowa, a potem Zespół Szkół w Chojnie (podstawówka i gimnazjum) nosiły imię Janusza Korczaka. Gdy w czerwcu zespół przestał istnieć i przy ul. Szkolnej pozostało jedynie gimnazjum, pojawił się problem, co zrobić z imieniem szkoły: pozostawić dawną nazwę czy wybrać nową?

Postanowiono w szkole rozpisać na ten temat ankietę, w której wypowiadali się nauczyciele, rodzice i uczniowie. Wypełniło ją 211 rodziców, 605 uczniów i 42 nauczycieli. Wszyscy rodzice i nauczyciele oraz ponad 90 proc. uczniów opowiedziało się za pozostawieniem dotychczasowego imienia. A więc w demokratycznej procedurze społeczność szkolna ogromną większością głosów powiedziała: “Korczak jest nasz. Stary Doktor zostaje w Chojnie”.

chojna_1

24 września odbyła się uroczystość nadania imienia szkole, poświęcenia nowego sztandaru oraz tablicy ku czci patrona. Kościół Mariacki, gdzie ks. biskup Błażej Kruszyłowicz wraz z kapłanami chojeńskiego dekanatu koncelebrował mszę św., zapełnił się jak nigdy dotąd. Ks. biskup poświęcił sztandar z wizerunkiem wielkiego Polaka, który poświęcił bez reszty całe swe życie dla najbiedniejszych, opuszczonych dzieci z warszawskiego getta. Kapłan powiedział m.in., że Korczak był człowiekiem pielęgnującym dobro. Chlubną drogę życiową i najważniejsze dokonania patrona przybliżył dyrektor szkoły Edward Piotrowski. Po nabożeństwie uczestnicy uroczystości w pochodzie, na czele którego kroczyły liczne poczty sztandarowe okolicznych szkół, przemaszerowali na dziedziniec Gimnazjum. Tu ks. biskup poświęcił tablicę ku czci Korczaka, przyrównując Jego postać do św. Maksymiliana Kolbe, który także nie wahał się oddać życia za drugiego człowieka. Odsłonięcia tablicy dokonał wiceprzewodniczący Polskiego Stowarzyszenia im. J. Korczaka Jerzy Zgodziński. Chojeńska placówka jest aktywnym członkiem stowarzyszenia, regularnie uczestnicząc w pracach tego gremium, a młodzież od wielu lat spędza wakacje w słynnym Korczakowie.
Około 300 placówek oświatowych w całym kraju nosi imię Janusza Korczaka. J. Zgodziński przytoczył dotąd mało znaną, ale jakże ceną i szczególnie dzisiaj aktualną myśli Starego Doktora, opublikowaną w piśmie dla dzieci z 1939 r.: “Są prawdy wieczne, które dostrzega się dopiero po wielu doświadczeniach życia. Zrozumiesz, gdy dojrzeją w tobie, dziecko miłe. Nauczysz się uśmiechać przyjaźnie w odpowiedzi na ponure spojrzenia, uśmiechać się pobłażliwie, gdy inni pięści zaciskają. Czyń to, co do ciebie należy”.

chojna_2

J. Zgodziński przytoczył dotąd mało znaną, ale jakże ceną i szczególnie dzisiaj aktualną myśli Starego Doktora, opublikowaną w piśmie dla dzieci z 1939 r.: “Są prawdy wieczne, które dostrzega się dopiero po wielu doświadczeniach życia. Zrozumiesz, gdy dojrzeją w tobie, dziecko miłe. Nauczysz się uśmiechać przyjaźnie w odpowiedzi na ponure spojrzenia, uśmiechać się pobłażliwie, gdy inni pięści zaciskają. Czyń to, co do ciebie należy”.

Wzruszające przedstawienie w szkolnej auli
Po części oficjalnej na boisku szkolnym, gdzie nastąpiło ślubowanie uczniów klas I i przekazanie uczniowskiej społeczności sztandaru, goście wraz z nauczycielami udali się do auli na część artystyczną, przygotowaną przez młodzieżową grupę teatralną. Był to spektakl godny tak podniosłej uroczystości. Przygotowywano go długo i pieczołowicie, lecz efekt był doskonały. Starannie dobrane teksty literackie i utwory muzyczne z najwyższej półki, połączone z wyśmienitym wykonaniem przyniosły pożądany efekt. Rzadko się zdarza, aby szkolny występ przyjmowano owacją na stojąco. Tak było tym razem, a wiele osób nie kryło wzruszenia. Dyrektor Piotrowski serdecznie podziękował młodzieży i twórcom spektaklu: Bożenie Rusak, Henryce Chronchol, Joannie Mieszko-Nicie, Leszkowi Żarkowskiemu za wspaniałą ucztę duchową. Złożył też szczególne podziękowanie osobie, bez której cała uroczystość byłaby niemożliwa. Jest nią Ewa Szeremeta – pedagog szkolny, była wicedyrektor, która od wielu lat pielęgnuje ideę Korczakowską i była pomysłodawczynią wszelkich działań związanych z postacią patrona. E. Szeremeta poinformowała, że autorką sztandaru jest nauczycielka religii, absolwentka tej szkoły Sylwia Skierlak. Włożyła ona w to dużo serca i wiele miesięcy żmudnej pracy. Warto także zaznaczyć, że haft został wykonany według wzoru ucznia klasy II c Tomasza Cichowskiego, który wygrał rozpisany w tym celu konkurs plastyczny. E. Szeremeta wspomniała o byłym dyrektorze podstawówki Marianie Spławskim (obecna była jego żona Józefa), który był pomysłodawcą nadania imienia Korczaka w 1963 r., a także o obecnym na uroczystości długoletnim dyrektorze Zbigniewie Stochniju, który skutecznie wprowadzał w życie wzory wychowawcze Dobrego Doktora.

tekst i fot. Tadeusz Wójcik “Gazeta Chojeńska” 39/2004


Cmentarz w środku miasta

Gdy jako 18-latek ciągnąłem po lesie wielki moździerz, nie zdawałem sobie sprawy, że trzymam na ramieniu kawałek historii Zielonej Góry
Nie, nie – to nie są wspomnienia z partyzantki, lecz z obozu harcerskiego w Korczakowie niedaleko Ośna Lubuskiego. Chodzi o moździerz kaliber 120 mm, będący fragmentem pomnika żołnierzy radzieckich (pomnika Wdzięczności) na placu Bohaterów. Odsłonięto go 28 maja 1945 r. Wyglądał jak dziesiątki innych stawianych wtedy w całej Polsce. Charakterystyczny obelisk z gwiazdą na czubku pilnowały trzy postacie z pepeszą i sztandarem w dłoni. Tradycyjnie pomnik uzupełniono uzbrojeniem. W Zielonej Górze były to dwie armaty kaliber 45 mm, armata pułkowa kaliber 76,2 mm i moździerz kaliber 120 mm. To właśnie jego lufę z dużym wysiłkiem wraz z kolegami turlałem po korczakowskich lasach. Jakim cudem?

– Kiedy powstawało nasze muzeum, zacząłem szukać armat spod pomnika – wspomina Włodzimierz Kwaśniewicz, dyrektor Lubuskiego Muzeum Wojskowego w Drzonowie. – To była połowa lat 70. Dowiedziałem się, że po likwidacji pomnika sprzęt przekazano obozowi harcerskiemu nad jeziorem koło Ośna. Pojechaliśmy do Korczakowa, ale było już za późno… zabrali go zbowidowcy, a wtedy była to instytucja nie do ruszenia. Armat nie odzyskaliśmy.

– Pomnik Bohaterów Armii Radzieckiej, bo też go tak nazywano, stał do 1965 roku – opowiada historyk regionalista Wolfgang J. Brylla. – Mało kto jednak pamięta, że otaczał go cmentarz żołnierzy radzieckich. Zakładanie cmentarzy w środku miasta, o ile pozwalały na to warunki, było zasadą Rosjan. Wykonywano je według jednego wzorca. Cmentarz zajmował 2 100 m kw., w 1948 r. w 74 grobach spoczywało tutaj 196 osób, ok. 70 proc. pochowanych było szeregowcami. Przetrwał do lipca 1953 r.,kiedy to w jedną noc ekshumowano wszystkie zwłoki i przewieziono na cmentarz w Żaganiu.

Dziś w tym miejscu mamy fontannę i kwietniki, a żołnierzy radzieckich zastąpiono pomnikiem Bohaterów. Jednak to nie jedyna powojenna zmiana. Na rogu al. Niepodległości i placu Bohaterów naprzeciw siedzib “Gazety Lubuskiej” stoi kamienica zbudowana w 1911 roku przez głównego lekarza zielonogórskiego szpitala Artura Wagnera. Narożnik domu wieńczyła piękna wieżyczka (podobna znajduje się na budynku na rogu ul. Kazimierza Wielkiego). To jedna z ofiar działań wojennych lub raczej pobytu wojsk radzieckich. W kilka miesięcy po zdobyciu miasta przez Rosjan spłonęło kilka kamienic. – Straty były większe niż te powstałe w wyniku działań wojennych – mówi Wiesław Myszkiewicz, szef działu historycznego zielonogórskiego muzeum. – Żołnierze niezbyt się przejmowali bezpieczeństwem przeciwpożarowym, a miasto nie było jeszcze zorganizowane i nie było sprawnej straży pożarnej. Dlatego każdy pożar był bardzo groźny.

Budynek odbudowano, ale już bez wieżyczki – miasto na tym sporo straciło. Później kamienica nabrała nowego kolorytu od nazwiska późniejszego wojewody Jana Lembasa nazwano ją lembasówką. Podobnie określano willę przy ul. Boh. Westerplatte.

Tomasz Czyżniewski
źródło: www.gazeta.pl (09/03/2003)


Zlot z okzaji 60. rocznicy śmierci Janusza Korczaka

Bądź sobą – szukaj własnej drogi. Poznaj siebie, zanim zechcesz dzieci poznać. Zdaj sobie sprawę z tego, do czego sam jesteś zdolny, Zanim dzieciom poczniesz wykreślać zakres ich praw i obowiązków. Ze wszystkich sam jesteś dzieckiem, które musisz poznać, wychować i wykształcić.”
– pisał Janusz Korczak w swojej książce “Jak kochać dziecko”. I to właśnie z grupą dzieci z warszawskiego getta zginął 7 sierpnia 1942 roku w obozie w Treblince.
W obozie zagłady w Treblince, 6 sierpnia, grupa “korczakowców” z Anglii, Niemiec, Ukrainy, Rosji, Izraela, Polski wspólnie z Muzeum Walki i Męczeństwa w Treblince, Muzeum Regionalnym oraz Polskim i Międzynarodowym Stowarzyszeniem im. Janusza Korczaka, uczciła – przez zorganizowanie zlotu – 60-tą rocznicę śmierci swego patrona.
W rozmowie z gazetą przyznaje Jerzy Kuberski – przewodniczący Międzynarodowego Stowarzyszenia im. Janusza Korczaka “nie było łatwo zebrać gości z zagranicy i zorganizować zlot”.
Swoją obecnością zaszczycił też wszystkich Jarosław Abramow Newerly – syn Igora współpracownika i przyjaciela Korczaka, który opowiedział uczestnikom zlotu o kontaktach swego ojca z tym pedagogiem, pisarzem – autorem m.in. książki “Król Maciuś I”, lekarzem, działaczem społecznym, twórcą i kierownikiem żydowskiego Domu Sierot w Warszawie i sierocińca Nasz Dom. Wśród zaproszonych gości byli m.in. izraelski ambasador – Szewach Weiss, starosta sokołowski – Wincenty Trębicki, burmistrz Kosowa Lackiego – Andrzej Krasnodębski, władze powiatu ostrowskiego.
Uczestnicy zlotu już od 5 sierpnia przebywali na terenie Gimnazjum w Prostyni, uczestnicząc w warsztatach o nazwie “Bliżej Korczaka”, ognisku “Razem”.
Późnym wieczorem w przeddzień 60. rocznicy śmierci Janusza Korczaka na terenie obozu zagłady w Treblince odbyła się “Noc Pamieci”- w ramach, której we wspólnym Marszu Milczenia uczestnicy zlotu i goście przeszli do monumentu, wcześniej wysłuchawszy audycji “tu stacja Treblinka”. Z płonącymi pochodniami w rękach korczakowcy zatrzymali się przy symbolicznej bramie wejściowej na teren obozu, przy przeszywającej ciało dreszczem muzyce w wykonaniu Ukraińskiego zespołu. Harcerze z Zielonej Góry przekazywali emocje i uczucia jakie towarzyszyły ludziom idącym świadomie na śmierć do komór gazowych oraz dobrowolną i bohaterską śmierć Patrona z dziećmi.
Przy pomniku głównym zabrzmiały pieśni hasydzkie, psalmy w języku polskim i hebrajskim w wykonaniu grupy HAGADA z Krotoszyna. W trakcie koncertu głos zabrał ambasador Izraela Szewach Weiss, zwrócił uwagę na okrucieństwa II wojny światowej, w szczególności na obóz koncentracyjny w Treblince, w którym zginęło około 850 tys. ludzi różnej narodowości. Podkreślił, iż pamięć o ofiarach hitlerowskich mordów powinna być dla nas przestrogą. Wspólną modlitwą, prowadzoną przez proboszcza z Prostyni uczczono pamięć ofiar komór gazowych.

Przy pomniku głównym zabrzmiały pieśni hasydzkie, psalmy w języku polskim i hebrajskim w wykonaniu grupy HAGADA z Krotoszyna. W trakcie koncertu głos zabrał ambasador Izraela Szewach Weiss, zwrócił uwagę na okrucieństwa II wojny światowej, w szczególności na obóz koncentracyjny w Treblince, w którym zginęło około 850 tys. ludzi różnej narodowości. Podkreślił, iż pamięć o ofiarach hitlerowskich mordów powinna być dla nas przestrogą. Wspólną modlitwą, prowadzoną przez proboszcza z Prostyni uczczono pamięć ofiar komór gazowych.
Organizatorzy zlotu zapewnili uczestnikom przejazd autokarem do Warszawy, gdzie można było uczestniczyć w uroczystym odsłonięciu Pomnika Janusza Korczaka na Cmentarzu Żydowskim.
Warto zaznaczyć, że sokołowski Hufiec ZHP nosi imię Janusza Korczaka. Dlatego też grupa harcerzy z 9 SDH “Orlęta” im. “Szarych Szeregów” wzięła udział w zlocie, pełniąc służbę informacyjno-porzadkową.
Za rok odbędzie się kolejny zlot korczakowców. Organizatorzy mają nadzieję, że następne spotkania odbędą się z udziałem coraz liczniejszej grupy młodzieży.

Ania Kożuchowska

źródło: www.powiatowa.pl (18/08/2002)


Zlot Korczakowców – Treblinka 2002
Kilkuset młodych ludzi wzięło udział w Zlocie Korczakowców, który odbył się w Treblince w 60. rocznicę zamordowania w tym hitlerowskim obozie zagłady Janusza Korczaka i jego podopiecznych.

Symboliczny pomnik Janusza Korczaka w Treblince

W dwudniowym spotkaniu uczestniczyła młodzież z polskich placówek oświatowych i wychowawczych noszących imię Janusza Korczaka oraz zaproszeni goście z Niemiec, Ukrainy i Rosji. Program imprezy obfitował w rozmaite prezentacje, zajęcia i warsztaty, których założeniem było nie tylko poszerzenie wiedzy o Januszu Korczaku, lecz również budowanie tolerancji dzięki wzajemnemu poznaniu się i zrozumieniu odmienności.

Głównym punktem obchodów był Marsz Milczenia. W nocy z poniedziałku na wtorek około 500 osób ruszyło drogą prowadzącą na teren dawnego obozu. O dziesiątej wieczorem przed budynkiem muzealnym w Treblince rozpoczęła się “Noc Pamięci”, a godzinę później odbyły się wspólne modlitwy ekumeniczne.

We wtorek część Korczakowców uczestniczyła w odsłonięciu pomnika Janusza Korczaka na Cmentarzu Żydowskim w Warszawie.

źródło: www.forum-znak.org.pl (06/08/2002)

Pomagają nam