Turnus II – 26.07 – Dzień 9 (2021)

Wczoraj wstaliśmy o ósmej. Co dziwne, na początku obozu było to dla mnie za wcześnie, a muzyka niczym siarczysty cios w nos wybudzała mnie ze snu. Teraz jest inaczej – budzę się nawet wcześniej. Jak widać obóz już przyniósł pozytywne skutki. Zaprawa, choć nie jakaś ostra, dobrze działa. Rozruch przydaje się najczęściej. Śniadanie (mój ulubiony posiłek w dniu) było dosyć zwyczajne, czyli po prostu dobre. 

Pierwsze zajęcia  odbyły się sam nie wiem kiedy, może o 11-astej. Okazało się, że to już jakiś czas wyczekiwana Olimpiada Wodna. Oczywiście nie była to taka impreza,  jaką znamy z telewizji (lub i nie), gra miała charakter zespołowy. Z całego obozu wyłoniły się dwie grupy: Pomidorki i Kartofelki (jedynki i dwójki). A konkurencje były dość kreatywne. Dokładnie to: 

  • Zatapianie kajaka bez dotykania go (sposobu można się domyślić)
  • Wsypywanie mułu z dna jeziora do 1,5 litrowych butelek na wyścigi (brudna robota)
  • Przeciąganie liny w wodzie ( dno chyba nigdy już nie będzie takie równe, jak było kiedyś)
  • Wyciąganie topielca z wody za pomocą łańcucha z ludzi (jakkolwiek dziwnie to brzmi)
  • Aaaa tak –  i jeszcze łowienie pereł czyli butelek napełnionych piaskiem.

Cała impreza była niesłychanie zabawna, chlapanina, krzyki, śmiechy, wrzucanie się do wody, itd. 

Obiad tak dobrze nie wypadł, po prostu mi nie zasmakował. Nie pamiętam co było, ale wiem, że byłem dosyć zniechęcony do jedzenia. Chwila odpoczynku, no i kolejna robota! Tym razem przygotowania na FPN, czyli Festiwalu Piosenki Naszej. Ok. Gdyby ktoś mi 2 tygodnie temu powiedział, że na obozie w Korczakowie będę śpiewać i to w dodatku przed wszystkimi, to mój przyjazd tutaj byłby pod znakiem zapytania. Ale po całkiem udanym występie na Korowisku, to, co wcześniej uważałem za najgorszą z rzeczy, do których się nie nadaję, czyli występowanie na scenie, nagle stało się inne. Po tamtym występie uświadomiłem sobie, że czuję się nawet całkiem pewnie i że nie jest tak źle. Tym bardziej, że piosenka, którą napisałem, wyszła o wiele lepiej, niż się spodziewałem, serio. Ale o tym się wszyscy przekonają na Fpeenie.

Na koniec najfajniejsze czyli Hawajski Bal. Czyli po prostu dyskoteka na plaży. Przyznam, że nie cierpię dyskotek, ale to może dlatego, że zazwyczaj czuję się przebodźcowany, a disco polo, to najgorsze co może być (moim skromnym zdaniem). Ale tu – to okazało się zupełnie co innego. Muzyka była świetna, fajne tańce, no i w ogóle było jakoś fajniej. To raczej przypadek, ale leciało mnóstwo utworów, które słyszałem i próbowałem je znaleźć, ale nie wiedziałem jak się nazywają, więc nici z tego.

Podsumowując: dzień był bardzo trafiony, obfitował w fajne atrakcje i po prostu szybko zleciał. A w dodatku na koniec dostaliśmy nagrodę w postaci dodatkowych 20 minut. Jutro. Do spania. Jak dla mnie super.

Mikołaj Markow, zastęp 6


Hej! To znowu ja, Filip P.! Zapraszam Was na Mały Przegląd!
Po porannej rutynie mieliśmy Olimpiadę Wodną. Kiedy o tym usłyszałem, w try miga ubrałem się w kąpielówki. Kiedy już poszliśmy na plażę, rozłożyłem ręcznik i zostałem Pomidorem (nazwa drużyny). Zaczęły się konkurencje. Od przeciągania liny po zatapianie kajaka. Ogólnie było fajnie, ale jakieś dzieci z młodszego podobozu ochlapały mi wodą z butelek ubrania. No ale przecież to tylko woda – wyschnie. Po obiedzie i ciszy odbywały się przygotowania do FPN-u czyli Festiwalu Piosenki Naszej. Ja z moim zastępem i druhną Kombo wymyśliliśmy piosenkę z dedykacją dla naszych obozowych kucharek i ich pyszności. Bardzo szybko zdania zamieniły się w rymy i ogólnie wszystko poszło jak po maśle.
Po załatwieniu codziennych spraw zaczęły się przygotowania do Balu Hawajskiego. Mega się podekscytowałem i ubrałem się jak szczur na otwarcie kanału. Niestety, w tym roku nie zdążyłem na robienie ponczu z druhami. Wreszcie nadeszła ta godzina, godzina “danceoffu”! Szybko ruszyłem z moimi kolegami na parkiet, tańczyłem, piłem poncz i jadłem arbuzy (które sam zaniosłem!). Tak tańczyłem, tańczyłem, aż usłyszałem, że zostały 2 piosenki do końca (trzy łącznie z „belgijką”). Trochę się rozczarowałem, że to tak szybko minęło, ale wszystko, co dobre musi się kiedyś skończyć. Potem to już było tylko jak zwykle, mycie zębów i spanie.
Filip P.