Dzień 17 – turnus II 2025

WTOREK – DZIEŃ WIOSEK
Po śniadaniu udaliśmy się do kręgu, by dostać przydział do konkretnej wioski. Wioski były trzy. Pierwszej strzegły elfy i gnomy, w drugiej potworem był dostojny smok, zaś w trzeciej aż parowało od magii i czarów. Każdy z uczestników losował karteczkę, którą wioskę będzie tworzył.
Praca nad budową osad, ozdabianiem oraz wymyślaniem legend i hymnów trwała cały dzień. Każdy bez wyjątku pracował sumiennie i nikt się nie obijał. Gdy grody zostały ukończone nastał czas prezentacji. Najpierw zaprezentował się gród, którego strzegł smok. Obejrzeliśmy taniec i wysłuchaliśmy hymnu oraz mogliśmy skorzystać z karczmy i sklepu na wodzie. Druga wioska należała do elfów i gnomów. Przedstawili swą historię, pokazali każdą funkcję, od zwykłego kupca po króla. Zobaczyliśmy jego postać na drzewie. W trzeciej wiosce obejrzeliśmy wiele magicznych sztuczek i piękny spektakl z robienia eliksirów i używania magii.
Dzień zakończył się wspaniałym Zaczarowanym Balem, na którym bawiliśmy się do późnej nocy.
Zastęp 6.

MSZA WĘDRUJĄCEGO – KILKA MYŚLI PO SPEKTAKLU
Pewnego wieczoru sprawy potoczyły się inaczej niż zwykle. Chyba mniej więcej w czasie, gdy zwykle miał być krąg, zaproszono nas na zwieńczenie prób i starań grupki zwerbowanych artystów, o których próbach słyszeliśmy już od ponad tygodnia. Mowa tu o spektaklu zrealizowanym na podstawie utworu „Missa Pagana” autorstwa Edwarda Stachury przez Korczakowców. Całość odbyła się na terenie naszego portu i placu przed Pomnikiem. Jako widownia siedzieliśmy na ławkach zwróceni twarzą do jeziora. W spektaklu, w głównych rolach, brało udział kilkanaścioro z naszych znajomych obozowiczów oraz grupka chórowa i taneczna. Nie można zapomnieć o ekipie techników od efektów z Andrzejem na czele. Samo przedstawienie robiło duże wrażenie, zarówno ekspresją, jak i przekazem. O ile dobrze zinterpretowałem to, co zobaczyłem, postacie przed nami poruszały i wytykały bardzo istotne kwestie. Bohaterowie mówili o rozpadzie wspólnoty ludzkiej, rasizmie, wojnach, uzależnieniach, głodzie i, uogólniając, o ludzkim okrucieństwie. Obwiniali się o to. Mówili o tym, że największej krzywdy człowiek może doznać od drugiego człowieka. W drugiej połowie jednak doszło do pewnej zmiany. Zaczęto mówić o możliwości życia w pokoju i bezkrwawej rzeczywistości. Pojawiły się frazy takie jak “Człowiek człowiekowi bliźnim, z bliźnim się możesz zabliźnić”. Zaśpiewano kilka pieśni, w tym Sanctus, który śpiewaliśmy razem z aktorami. Mniej więcej wtedy miejsce miała scena, która chyba wszystkim (łącznie ze mną) zapadła w pamięć najbardziej. Mianowicie – zaczęto rozdawać na widowni chleb. Zwykły chleb, jadalny i w ogóle. Wszyscy ucieszyli się bardziej, niż może by wypadało. Na koniec miało miejsce uroczyste dziękczynienie za wszystko, co mamy, po czym aktorzy zebrali się razem i zakończyli sztukę. Wrażenia po spektaklu pozostały mi bardzo dobre – fajnie wykonany i klimatycznie zaaranżowany.
Wszystko udało się bez pomyłek i wcale się nie czuło, że występ był robiony w lesie przez amatorów. Czapki z głów. Scena z chlebem z pewnością sprawiła, że wszyscy mieli po tym dobry humor (naprawdę dobry chleb). Po wszystkim krąg i apel wieczorny odbyły się, o ile pamiętam, już normalnie.
Mikołaj Markov