Dzień 15 – turnus II 2025

Nasz dzień rozpoczął się o godzinie 8:00. Po długim wygrzebywaniu się ze śpiworka pojawiłyśmy się na porannej zbiórce, a potem na zaprawie. Zamęczali nas tam ciężkimi ćwiczeniami, na przykład ruszaniem głową we wszystkie kierunki świata, a potem dookoła własnej osi. Zaraz po zaprawie powędrowałyśmy do łaźni umyć twarz, ząbki itd. Na śniadanie zjadłyśmy owsiankę z kawałkami jabłuszek oraz kanapki z ogórkiem. Zajęcia przedpołudniowe polegały na tym, że część uczestników zwartym krokiem powędrowała na mszę do kościoła w niedalekiej metropolii, o której każdy prawdziwy Korczakowiec wie, czyli do Świniar. A znaczna część obozu, która pozostała na miejscu , miała do wyboru medytacje pod nadzorem druha Młodego lub spacery pod opieką naszej kochanej kadry. Znacząca większość naszego zastępu wybrała medytację, dzięki której zrelaksowałyśmy się i stałyśmy się lekkie jak piórko. Na czasie wolnym cały nasz zastęp skorzystał z punktu gazowego i po chwili wszystkie zajadałyśmy nasze pyszności.
Na obiad cały obóz czekał z niecierpliwością, ponieważ kucharze nie chcieli zdradzić, co to będzie… Okazało się, że to BURITO! Chyba każdy był zadowolony! Nawet ból szczęki nie pokrzyżował planów Dosi , by się delektować tym meksykańskim daniem. Podczas ciszy poobiedniej Tosia została zawołana na próbę do Amfikoru przed koncertem naszego korczakowskiego zespołu ĄĘ. Reszta zastępu w tym czasie brała udział w olimpiadzie sportowej. Po bardzo emocjonującym finale siatkówki cały obóz udał się na kolację, na którą podano pastę jajeczno- awokadową! Danie szczególnie smakowało Margo! Od razu po kolacji Tosia znowu opuściła nasze szeregi i teleportowała się do Amfikoru. Reszta przygotowywała się do koncertowego wieczoru. Po koncercie stanęliśmy w wieczornym kręgu, ale inaczej niż zwykle, po kręgu nie mogliśmy iść do namiotów, tylko mieliśmy przy ognisku czekać na komunikaty. Ta informacja wzbudziła nutę ciekawości ponieważ już dzień wcześniej po obozie latały plotki, że coś się szykuje. No i faktycznie – czekała nas gra nocna. Ucieszyło nas to bardzo, bo wcześniej nie brałyśmy w czymś takim udziału. Mieliśmy dobrać się w ośmioosobowe drużyny, a że w naszym zastępie było 7 osób, dołączył do nas Henry. Już na pierwszej stacji niestety nasze szeregi opuściły Dosia i Milena. Jednak nasza drużyna się nie poddała i dalej eksplorowała las. Tosia zaliczyła niezłą glebę, a Jacek, który wcielał się w rolę straszącego usiłował ugryźć Agatę, jednak ta się nie dała. Tosi czyli mi najbardziej podobała się stacja z Rickim i jego piłą mechaniczną, a także stacja Maćka i Pcheły na której okazało się, że Pcheła to niezły aktor. Fajna była stacja Zuzy, która wcieliła się w rolę nawiedzonej dziewczynki i to właśnie tam wspólnie zaśpiewałyśmy kołysankę. Bardzo klimatyczna była stacja druha Igora, Patryka i Kapała i Julka – w sumie do teraz nie wiem, co tam się działo, jednak wiem, że miało to swój klimat. Podsumowując: cały dzień bardzo nam się podobał, a szczególnie gra nocna. Dziękujemy, że mogłyśmy wziąć w niej udział. Pozdrawiamy!
Tosia i Dosia, zastęp 4